Kliknij obraz, by obejrzeć go w powiększeniu
W Zgromadzeniu Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża
przeżyła 74 lata. Zmarła 20 października 2010 r. rozpocząwszy w
sierpniu setny już rok swego życia. Była więc rówieśnicą Dzieła Lasek,
które w tym samym czasie rozpoczęło obchody jubileuszu
swej stuletniej działalności. Z Laskami była związana od wczesnej
młodości.
S. Klara – Bronisława Jaroszyńska - urodziła się w Warszawie 10
sierpnia 1911 roku. We wspomnieniu, pisanym z okazji jubileuszu
50-lecia swojej profesji zakonnej w 1989 r. pisała:
”Urodziłam się na trzy lata przed wybuchem pierwszej wojny
światowej, do Zgromadzenia zostałam przyjęta 14 października 1936 roku,
a więc znowu prawie dokładnie na trzy lata przed początkiem drugiej
wojny światowej. Pierwsze śluby złożyłam 6 stycznia 1939
roku. To takie ramy chronologiczne. Wynika z nich, że to, co można
nazwać moją „drogą do LASEK” zmieściło się prawie w całości
w krótkim okresie 20-lecia Niepodległej Polski, a 50 kolejnych
lat życia zakonnego to okres okupacji, a potem Polski rządzonej przez
komunistów. Bardzo to różne czasy, nie tylko w moim
życiu.”
Dzieciństwo i młodość, a potem całe długie życie Siostry, było też
związane głównie z Warszawą i bliskimi jej Laskami. Obydwoje
rodzice: Józef i Halina z Hubertów Jaroszyńscy byli
pedagogami. Ojciec był do końca życia pierwszym w Drugiej
Rzeczpospolitej dyrektorem słynnego warszawskiego Gimnazjum Rejtana,
matka – kierowniczką 36 Szkoły Powszechnej. Toteż dzieci
były, jak wspomina dalej s.Klara – „wychowywane
głównie przez telefon”, ale był to wpływ pedagogów
wytrawnych i kochających nie tylko własne dzieci.
Miała jedną, młodszą o trzy lata siostrę Hannę. W
przyszłości również pedagog – znana jako Hanna Święcicka,
autorka książek z zakresu pedagogiki rodzinnej, pogadanek radiowych na
te tematy, kuratorka warszawskich domów dziecka i
ośrodków adopcyjnych, a mimo tak licznych zajęć matka sześciorga
własnych i kilkorga adoptowanych dzieci.
Rodzice s. Klary poznali się na studiach historycznych na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie.
Ze swego wczesnego dzieciństwa siostra wspominała, że była
„dzieckiem bardzo żywym, wesołym, impulsywnym, po prostu
nieznośnym” i że jej ojciec zaproszony przez 80-letnią dyrektorkę
szkoły na rozmowę w sprawie jej zachowania „zatroskany i bezradny
prosił tak zasłużonego i doświadczonego pedagoga o radę, co ze mną
zrobić, usłyszał bardzo uspokajające słowa, powtarzane przez długie
lata w rodzinie – niech pan będzie spokojny i dobrej myśli, jak
dojdzie do mego wieku, to się uspokoi…”
W domu rodzinnym zawsze znajdywano czas na wspólne czytanie lub
opowiadanie historii biblijnych, wycieczki ukierunkowane na zwiedzanie
Polski, a także wprowadzanie dzieci w poczucie odpowiedzialności za
innych.
„Na co dzień bawiłyśmy się w najbliższym ogrodzie Instytutu
Ociemniałych i Głuchoniemych na Placu Trzech Krzyży, którego
dyrektor pan Łopatko był zaprzyjaźniony z moim Ojcem. Pamiętam,
kiedyś w zimie ,kiedy byłam jeszcze zupełnie mała, zjeżdżałam z dużej
górki na sankach i zawsze miałam za sobą dziecko niewidome. Ale
ja wolałam zjeżdżać sama, wchodziłam wtedy szybciej na górę. Tak
więc wtedy właśnie uszczęśliwiona drapałam się na górę sama.
Ojciec podszedł do mnie, objął mnie i …nic nie mówiąc,
nasunął mi na oczy czapkę. Zrozumiałam, i do dziś się tamtego wstydzę.
Nigdy nie słyszałam długich nudnych uwag, kierował mną wzrokiem,
kilkoma zaledwie słowami..."
W domu było na ogół biednie. Pensja mamy starczała do około
25-go każdego miesiąca, a potem to już jakieś cienkie zupki. Ojciec
zarabiał nie najgorzej, ale jak mówił, miał trzystu
chłopców i rozliczne ich potrzeby. O konkretach nigdy nie
mówił, ale dowiadywałyśmy się o nich od czasu do czasu…
o niektórych sprawach dowiaduję się do dziś od szukających
po wielu latach jego grobu na laskowskim cmentarzu jego dawnych
uczniów.” I dalej: „W roku maturalnym Ojciec
pokazywał mi różne społeczne i charytatywne instytucje, dużośmy
wtedy jeździli. Byłam więc w szpitalu Czerwonego Krzyża, gdzie
chirurgiem był mój brat cioteczny Kazik Wolfram, który
potem operował Ojca Korniłowicza, a podczas wojny zginął w Katyniu.
Byłam też w Domu Sierot, gdzie poznałam doktora Korczaka, największego,
zdaniem mego Ojca – już wtedy! – pedagoga i
najwspanialszego człowieka”. Kiedyś ojciec przywiózł ją
też do Lasek. Oprowadzała ich siostra Miriam (przyszła siostra Maria),
która skierowała ją do Patronatu na ul.Wolność. „A tam
poznałam młodą Zuleczkę Morawską w białej sukience z czerwonym paskiem
i pana Marylskiego.”
Podczas wakacji pomaturalnych w 1930 r. pojechała też z dwiema
przyjaciółkami (przyszłymi urszulankami SJK) na rekolekcje do
Pniew, prowadzone przez Matkę Urszulę Ledóchowską i ks.
Żychlińskiego. Odbyła wówczas długą rozmowę z Matką
Ledóchowską, która jej powiedziała, że "jest jak
rozbrykany koń, któremu trzeba nałożyć wędzidło, bo zmarnuje
życie". Od tego czasu, jak wspominała "chodziło jej to po
głowie.” Od września zaczęła naukę w trzyletniej Szkole
Pielęgniarskiej, założonej przez Amerykankę Miss Bridge, z panującym
tam ogromnym rygorem i ciężką pracą fizyczną. Szkołę ukończyła z
wynikiem bardzo dobrym i dyplomem pielęgniarskim w 1934 roku. Pracowała
przez kilka miesięcy w poradni dla dzieci trudnych i niedorozwiniętych
na ul. Madalińskiego. Oddawała im wszystko co miała, z własnymi
posiłkami włącznie, aż nadzorująca jej pracę lekarka ratowała ją
zemdloną na ulicy i w konsekwencji wymusiła na rodzicach, żeby ją
zabrali z tej pracy i namówili na studia. Zdała więc egzamin na
medycynę i podjęła konkretną pracę w Patronacie na ul. Wolność u p. Zofii Morawskiej. Po zaliczeniu pierwszego roku miała zacząć próbę zakonną u sióstr urszulanek i dalej studiować medycynę.
"Tymczasem tego wyznaczonego dnia zamiast do
urszulanek pojechałam, a raczej zawieźli mnie, do... szpitala z bardzo
wysoką temperaturą i silnymi torsjami. I oto – w szpitalu
odwiedzał mnie często pan Marylski, Zula, s. Joanna – przywożąc obrazki od Ojca Korniłowicza.
A na rekonwalescencję p. Marylski przysłał po mnie bryczkę i
przyjechałam do pokoju św. Jadwigi w Domu Rekolekcyjnym…
Chodziłam pomagać s. Germanie przy małych chłopcach w Domu św.
Antoniego. W Laskach było wtedy bardzo ubogo i to mi się podobało
najbardziej. Tak powoli wsiąkałam w Laski, choć ciągle nie widziałam w
nich siebie.”
Po wakacjach wróciła na studia, aż znowu kiedyś przyjechała na
rowerze do Lasek – z dużym termosem lodów dla
chłopców i pan Marylski zabrał ją na obiad do Matki Czackiej,
gdzie odbyła się długa rozmowa o służbie najbardziej potrzebującym i o
Krzyżu. Matka wypytywała ją o doświadczenia z pracy w poradni na
Madalińskiego.
„Nie potrafię powiedzieć, jak się to stało, że w dzień św.
Bronislawy - 2 1 września 1936 roku – dorożką, z moją mamą i
Zośką (najbliższą przyjaciółką, już wtedy urszulanką)
przyjechałam do Lasek, ale sama chyba nie wierzyłam, że na
stałe… W nocy zaczęłam już tak strasznie
tęsknić…napisałam kartkę, że bardzo przepraszam, ale się
pomyliłam i wracam do domu. Uspokojona podeszłam do drzwi –
zamknięte… Otworzyłam okno, żeby wyskoczyć – krata…
Dobrze do dziś pamiętam tę noc, jak strasznie długo płakałam, i tak
rano – pół klęcząc, pół siedząc na podłodze się
obudziłam. Drzwi były otwarte, ale już nie myślałam o
wyjeździe…”
Również dalsze losy siostry w Zgromadzeniu
nigdy nie były spokojne. Rodzice, choć z bólem, ale towarzyszyli
jej lojalnie do końca swego życia. Pół roku po niej odeszła z
domu i jej siostra Helena. Pierwsze z jej sześciorga dzieci to była
córka – nazwano ją Bronisława, po cioci.
W postulacie s. Klara pracowała w biurze kwesty, służąc też jako
dyplomowana pielęgniarka w rożnych potrzebach. W nowicjacie miała pod
opieką kilkoro małych dzieci, upośledzonych umysłowo. Pierwszą profesję
złożyła 6 stycznia 1939 roku.
Po kilku miesiącach przeżywała już w Warszawie bombardowanie domu przy
ulicy Wolność. Służyła wówczas pomocą pielęgniarską, także przy
ratowaniu ciężko rannej Matki Czackiej. Wraz z s. Joanną i s. Odyllą
została wkrótce oddelegowana do wyjazdów i zdobywania
żywności. Podczas tych wyjazdów odwiedzała też rodziny naszych
sióstr na terenie Getta. Na polecenie Matki była też w Domu
Sierot Doktora Korczaka, proponując mu przeniesienie domu z ul.
Krochmalnej na ul. Wolność – do naszego domu, który
znalazł się również na terenie Getta. Niestety był zbyt mały na
potrzeby Domu Sierot Doktora Korczaka.
Gdy nadszedł maj 1942 roku przyszła wiadomość, że zagrożone są siostry
żydowskiego pochodzenia do tej pory przebywające w Laskach –
czyli poza gettem. Wówczas s. Klara zgłosiła się do Matki
Czackiej z prośbą o pozwolenie na towarzyszenie s. Miriam Wajngold (s.
Marii Gołębiowskiej) w poszukiwaniu kryjówki dla niej.
Poprzez dawną przyjaźń z Siostrami Urszulankami znalazły one pierwszą
kryjówkę w ich Domu na Jaszczurówce, a kiedy i tam
okazało się to zbyt niebezpieczne – wyjechały do Domu
Sióstr Zmartwychwstanek na Bukowinę. Wkrótce jednak i to
schronienie okazało się niepewne. Musiały ponownie szukać
kryjówki po domach okolicznych gazdów, jak w wielu
ukrywających się wtedy Żydów. Przyjaźnie nawiązane w tym czasie
przez obie siostry przetrwały potem wiele lat, czego doświadczali
jeszcze w ostatnich latach wychowawcy wyjeżdżający tam na wakacje z
niewidomymi dziećmi z Lasek.
Po Powstaniu Warszawskim, gdy Laski zostały zniszczone w ponad 70%,
dojechała do nich kilkudziesięcioosobowa grupa sióstr,
niewidomych dzieci i kilka zaprzyjaźnionych rodzin ze zburzonej
Warszawy. Dzielono się z nimi cudem zdobywanym jedzeniem, w
którego zdobywanie s. Klara wkładała całą swoją pomysłowość.
Pośród tych dzieci znalazły się też dziewczynki żydowskie, ale
temat i w czasie wojny, jak i po jej zakończeniu, okryty był całkowitym
milczeniem.
Dopiero po wielu latach, gdy władze PRL-u nawiązały już kontakty
z Izraelem, po licznych i zawiłych badaniach, odnalazły one
s. Klarę w Laskach. Gdy w 1986 s. Klara jechała sadzić swoje drzewko
oliwne w Instytucie Yed Vashem poświęcone jej i pamięci nieżyjących już
jej rodziców, uratowane przez nią żydowskie dziewczynki -
wówczas już dorosłe kobiety - pomogły zorganizować jej przejazd
i pobyt w Izraelu. W 1991 r. przyjęła honorowe obywatelstwo tego kraju
i towarzyszyła pierwszemu Prezydentowi RP - Lechowi Wałęsie - w
odsłonięciu pamiątkowych tablic polskich „Sprawiedliwych
wśród Narodów Świata” w Jerozolimie. Jedna z
uratowanych przez s. Klarę wojennych trzylatek –
„Ewunia” z Kanady – odnalazła Siostrę jeszcze w roku
2007 i przywiozła do Lasek całą swoją jedenastoosobową rodzinę –
z wnukami...
10 października 2007 roku s. Klara, poruszająca się
już tylko na wózku, została odznaczona przez Prezydenta RP Lecha
Kaczyńskiego Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.
W okresie PRL który tę wojenną przeszłość, jak w wielu polskich
rodzinach, okrywał milczeniem – s. Klara pełniła kolejne
obowiązki w Zgromadzeniu i Dziele Lasek.
W latach 1951-1952 została oddelegowana do pomocy ks. Aleksandrowi
Fedorowiczowi przy budowie kościoła parafialnego oraz organizowaniu
nowej „misyjnej” parafii Izabelin-Laski, a był to okres
najtwardszej walki systemu stalinowskiego z Kościołem. Przy
transportowaniu do Izabelina, rozebranego na Ziemiach Zachodnich baraku
siostra została przez milicję aresztowana, a nowi parafianie, czy
kandydaci na parafian, modlili się o jej wypuszczenie na placu
przygotowanym pod budowę w Izabelinie. Kościół w stylu
„barakowym” - jak go nazywał Ks. Prymas Wyszyński
– został wybudowany i poświęcony w rekordowym - jak na te warunki
- czasie, bo w półtora roku i służył jeszcze wiele lat.
S. Klara z kolei przez ten czas służyła jako
przełożona w domach zakonnych w Laskach i dwukrotnie w Żułowie. Do
Izabelina wróciła na okres ostatniej choroby i śmierci ks.
Aleksandra, któremu towarzyszyła w latach 1964-1965 jako
pielęgniarka do końca – w szpitalu onkologicznym i po powrocie do
domu.
Po śmierci Ks. Aleksandra, niezależnie od kolejno pełnionych funkcji,
wykonała jeszcze ogromną pracę gromadząć i publikując archiwalne
materiały i jego pisma. Osobiście - jeżdżąc po Polsce - przeprowadziła
kilkaset wywiadów oraz inspirowała powstające prace autorskie i
dyplomowe na temat parafii Izabelin i pierwszego jej Proboszcza.
W kolejnych latach była m.in. kierowniczką Internatu Chłopców i
Biura Szkolnego. Organizowała w tym czasie II Ogólnopolski Zjazd
Wychowanków Lasek w roku 1978. Prowadziło Dom Rekolekcyjny w
latach 1979-1987 co znowu zbiegło się z trudnym czasem stanu wojennego,
kiedy znajdowali tam schronienie ludzie, zmuszeni do ukrywania się, lub
przynajmniej zejścia z oczu władzom, a obok nich – potrzebujący
różnego rodzaju wsparcia: żywnościowego, lekowego czy
ubraniowego. Potwierdzało to na nowo, najdawniejsze tradycje tego domu
ięgające jeszcze z czasów O. Władysława Korniłowicza –
jego zwyczajna otwartości na każdego człowieka, bez względu na
jego przekonania lub światopogląd.
W roku 1989 sekretariat Zarządu Towarzystwa Opieki nad
Ociemniałymi stał się ostatnią placówką siostry na aż 13 lat.
Były to już jednak lata słabnącego zdrowia, operacji okulistycznych
– w Polsce i Izraelu, a ostatecznie – posuwającej się
ślepoty.
Od kwietnia 2003 roku, po dłuższym pobycie w Szpitalu Bielańskim i
laskowskiej infirmerii – siostra została, na własną prośbę,
przeniesiona do Domu św. Rafała, gdzie spędziła już ostatnie lata
życia. Najpierw poruszała się jeszcze przy pomocy
„chodzika”, choć stawało się to po niewidomemu coraz
trudniejsze. Czytanie zastępowały książki mówione, a
korespondencję i kontakty towarzyskie – częste i długie rozmowy
telefoniczne, z kraju i zza granicy, lub przyjazdy przyjaciół,
również - jak i ona - coraz mniej sprawnych fizycznie. W
ciągu ostatnich miesięcy było już siostrze coraz trudniej poruszać na
zewnątrz domu, nawet na wózku inwalidzkim, chociaż na ważniejsze
uroczystości kościelne, wspólnotowe i rodzinne jeszcze się
mobilizowała nawet w ostatnich miesiącach życia.
Załamanie zdrowia z infekcją i gorączką przyszło podczas jej 8-dniowych
rekolekcji we wrześniu 2010 roku. Ostatnie dni wyłączały s. Klarę już
coraz bardziej z kontaktów różnego rodzaju, które
zawsze były jej wielką radością. We wtorkowy wieczór 19
października przy łóżku siostry i przed drzwiami jej pokoju
trwała już nieustanna modlitwa sióstr. Do późnych godzin
wieczornych na wspólnej modlitwie towarzyszyło jej
również kilka osób z rodziny oraz laskowscy księża. Po
stuletnim życiu , zawsze pełnym ruchu i działania, s. Klara gasła w
ciągu kilku godzin zupełnej ciszy, słabnącego oddechu - przy modlących
się siostrach i czuwających pielęgniarkach. Odeszła do Pana przed
godziną siódmą rano w środę 20 października 2010 roku na progu
stulecia Działa Matki Czackiej. Uroczystości pogrzebowe s. Klary odbyły
się w poniedziałek 25 października 2010 r. Została pochowana na
cmentarzu zakładowym w grobie jej rodziców..
Link do stron FSK z biogramem s. Klary, z którego zaczerpnięto niniejszą treść.