Kliknij obraz, by obejrzeć go w powiększeniu
Urodziła się 28 lutego 1911 roku w Warszawie, jako córka Tadeusza i Zofii z Rutkowskich. Rodzice pochodzili ze środowisk robotniczych, wyraźnie lewicowych. Ojciec był z zawodu zecerem, matka - pielęgniarką-akuszerką. Wybuch I wojny światowej i wstąpienie ojca do Legionów rozpoczęły dla rodziny, liczącej już wówczas sześcioro dzieci, trudny okres częstych zmian miejsca zamieszkania. Dzieci wychowywały się w różnych zakładach opiekuńczych dla dzieci legionistów, u babki, w internatach szkolnych. Również zakończenie wojny i powrót z niej długo oczekiwanego ojca w charakterze zawodowego już oficera, nie zmieniły sytuacji tej na lepsze, gdyż wkrótce rodzice się rozeszli. Lucyna, wraz z siostrami, wychowywała się w internatach - najpierw u urszulanek w Krakowie, potem u nazaretanek w Częstochowie i Wilnie, gdzie w 1931 r. skończyła prowadzone przez nie gimnazjum i rozpoczęła studia na romanistyce i filologii klasycznej Uniwersytetu Stefana Batorego (1932-1936). Dla młodziutkiej, wrażliwej dziewczyny, głęboko przeżywającej rozbicie własnego domu rodzinnego, szkoła nazaretanek pozostała na zawsze wspomnieniem dom ten zastępującym. Podczas studiów - po drodze do Zakopanego - zajeżdżała do krakowskiego „Nazaretu", spędzając długie godziny na rozmowach z dawnymi wychowawczyniami z Wilna. Związek ten pogłębiło jeszcze wstąpienie do nazaretanek jej niewiele starszej siostry Julii (w zgromadzeniu s. Benigny), z którą zachowała bliski kontakt korespondencyjny.
W latach studiów angażowała się bardzo aktywnie w życie społeczne i religijne środowiska akademickiego, na którego terenie ścierały się w tym czasie - pierwszych lat odzyskanej niepodległości - różne wpływy ideowe. Wileński oddział Stowarzyszenia Katolickiej Młodzieży Akademickiej „Odrodzenie" miał charakter najbardziej radykalnie lewicowy. Jego przywódca Henryk Dembiński - narzeczony, a wkrótce mąż najstarszej siostry Lucyny - Zofii - przechodził ewolucję ku ruchom socjalistycznym i komunistycznym. Aresztowany i skazany na cztery lata więzienia (mogła to być słynna Bereza Kartuska...) - został wypuszczony za poręczeniem ks. Władysława Korniłowicza z Lasek, związanego z „Odrodzeniem" od samego początku, i okres odwoływania się od wyroku spędził w domu rekolekcyjnym w Laskach. Lucyna, poprzez więzi rodzinne i przyjacielskie, znalazła się, oczywiście, także w orbicie tych wpływów. Osobiście pozostała jednak związana z organizacjami konsekwentnie katolickimi, jak "Juventus Christiana" i Sodalicja Mariańska.
W marcu 1933 roku wyjechała na pierwsze w życiu rekolekcje zamknięte do Czarnego Boru pod Wilnem, prowadzone przez duszpasterza młodzieży wileńskiej, młodego zastępcę profesora na Wydziale Teologicznym - ks. Henryka Hlebowicza (zamordowanego podczas wojny przez Niemców, a beatyfikowanego przez Ojca Świętego Jana Pawła II w 1999 roku). Udział w tych rekolekcjach oraz spotkanie z ks. Hlebowiczem w konfesjonale i na dłuższej rozmowie - stały się w jej życiu momentem zwrotnym. O tym, co przeżyła 25 marca 1933 roku, mówiła i pisała jako o swoim „nawróceniu", a tajemnica Zwiastowania, którą wkrótce potem wybrała jako swoją „tajemnicę" przy profesji zakonnej, była jej szczególnie droga do końca życia. W rok po tych rekolekcjach zapisała taką notatkę: Obchodzę dziś radosną rocznicę mojego „Fiat". Rok temu dał mi Bóg niewymowną słodycz, wprawdzie skąpanego w morzu łez, ale pełnego wyrzeczenia. Dał mi odczuć szczęście ofiary... (25 III 1934).
W tym samym 1933 roku zaszły w życiu Lucyny jeszcze dwa ważne wydarzenia. Jedno, to śmierć matki, wraz z którą straciła ostatni ślad dawno rozbitego domu rodzinnego. Drugie - to poznanie ciężko chorej na gruźlicę kości studentki Akademii Sztuk Pięknych - Nuli Muttówny, której rolę w środowisku młodzieży wileńskiej określono niebawem w nekrologu: W dniu 3 września 1935 roku Bóg wziął do siebie Nulę Muttównę, która przez cztery łata radosnym cierpieniem służyła Panu. Dwuletni okres przyjaźni z Nulą, wspólny z nią pobyt w sanatorium akademickim w Zakopanem, gdy i u Lucyny wykryto początki gruźlicy płuc - wszystko to wywarło silny wpływ na dalsze jej życie. Nadal była czynna w środowiskach akademickich "Juventus" i Sodalicji, znana także w Kole warszawskim z przygotowywania referatów i rozważań na temat Pisma Świętego, sprawozdań, programów zebrań i zjazdów. Żywa, ładna i pełna osobistego uroku, cieszyła się dużym powodzeniem u kolegów. Sama jednak, poza jednym wypadkiem silnego zaangażowania uczuciowego, z którego zrezygnowała na polecenie spowiednika, nie wiązała się z nikim uczuciem więcej niż przyjacielskim. Pomagała jej w tym także atmosfera panująca w środowiskach "Juventus" - niezwykle prosta i czysta, jak ją wspominają dawni członkowie, także ci, którzy wybrali życie w małżeństwie. Prostota ta pozwalała jej także nie zwracać uwagi na pozory zewnętrzne. Gdy uważała to za potrzebne ze względów apostolskich, nie wahała się odwiedzać w sanatorium chorych na oddziale męskim, nawet w godzinach nocnych. Zachowane listy ówczesnych pacjentów sanatorium akademickiego są wymownym świadectwem, jaką pomocą, a nieraz okazją do nawrócenia, bywało dla nich spotkanie Lucyny.
Stopniowo jednak, i to raczej dość szybko, jakby wbrew planom i zaangażowaniom apostolskim, ona sama zaczyna sobie uświadamiać powołanie do życia całkowicie oddanego Bogu w zakonnej konsekracji. Przez swego kierownika duchowego, ks. Hlebowicza, poznaje wspomnianego już wyżej ks. Władysława Korniłowicza i Dzieło Niewidomych m. Elżbiety Czackiej w podwarszawskich Laskach. Tak o tym pisze do swojej rodzonej siostry - nazaretanki, s. Benigny: Myślę często o dawnym jednym liście moim do Ciebie, prosiłam Cię w nim, żebyś mi, broń Boże, nie wymodliła powołania do klasztoru... Dziś rozumiem, że to jest najwyższe i najpiękniejsze w świecie powołanie i że tej łaski Bóg wybranym tylko udziela - tym, którym chce. I byłabym Ci nieskończenie wdzięczna, gdybyś mi wymodliła tę łaskę... Nie wiem, czy Ci już pisałam kiedy o Laskach pod Warszawą... (30 X 1934).
Ostateczną decyzję podjęła szybko. Nie czekając końca studiów, już podczas wakacji 1936 roku, przyjechała do Lasek na stałe. Do postulatu została przyjęta 26 sierpnia 1936 roku i od razu została wysłana do Wilna na kwestę - zbieranie pieniędzy na potrzeby niewidomych dzieci w Laskach. Jej współtowarzyszka wspomina, z jaką energią i zapałem wspólnie tę akcję przeprowadziły, uzyskując dla swoich potrzeb nawet samoloty wojskowe, które rozrzucały nad miastem ulotki Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi.
Przyjmując z rąk m. Czackiej welonik postulancki, otrzymała na własną prośbę imię zakonne: Nulla Katarzyna. Katarzyna - dla pamięci zmarłej przed kilku laty w nowicjacie rzeźbiarki, s. Katarzyny (Zofii) Sokołowskiej oraz szczególnie jej bliskiej św. Katarzyny Sieneńskiej. Imię Nulla, przypominające zmarłą przyjaciółkę, Nulę Muttównę, w zmodyfikowanej pisowni łacińskiej, miało wyrażać jej wewnętrzny program całkowitego (ogołocenia. „Nulla" to znaczy NIC, ŻADNA...
I oto, ten świadomie podjęty program zaczął się w jej życiu bardzo prędko realizować, pozornie bez jej udziału, ale - jak znowu świadczą o tym jej notatki - z pełnym przyzwoleniem, którego wyrazem była z kolei przyjęta w dniu pierwszej profesji, 6 stycznia 1939 roku, tajemnica Zwiastowania.
Zaleczona gruźlica płuc, w prymitywnych warunkach ówczesnych Lasek, zaczęła się szybko odnawiać. Przyczyniła się do tego rozpoczęta po kilku miesiącach druga wojna światowa.
W pierwszych dniach września 1939 roku s. Nulla, już wówczas chora, została wyznaczona do odprowadzenia kilkudziesięcioosobowego transportu niewidomych i sióstr, ewakuowanych z Lasek do majątku Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi w Żułowie na Lubelszczyźnie, co wiązało się z niemałym wysiłkiem fizycznym i napięciem psychicznym.
Pierwsze lata okupacji spędziła w domach zakonnych w Żułowie i Kozłówce (1940-1941), majątku Zamoyskich, gdzie znalazła schronienie grupa młodych sióstr i postulantek. W obu tych domach siostry i kilka osób świeckich korzystały pod kierunkiem s. Teresy (Zofii) Landy, absolwentki filozofii na Sorbonie, z regularnego studium filozofii św. Tomasza z Akwinu i wspólnej lektury jego Summy teologicznej. Tam prowadzili też wykłady dwaj najbliżej związani z Laskami księża: ukrywający się w Żułowie przed gestapo ks. Władysław Korniłowicz (o nauce św. Tomasza) i ks. Stefan Wyszyński, przyszły Prymas Polski (z katolickiej nauki społecznej i prawa kanonicznego). Siostra Nulla, mimo braku ślubów wieczystych, była odpowiedzialna za postulantki, a jako łacinniczka służyła też tłumaczeniem Summy teologicznej i opracowywała na jej podstawie różne tematy.
Atmosfera panująca w niewielkiej wspólnocie, żyjącej na co dzień, mimo bezpośredniego śmiertelnego zagrożenia (kilka osób pochodzenia żydowskiego, dwaj księża poszukiwani przez gestapo) - pozornie beztrosko - myślą filozoficzną św. Tomasza czy społeczną nauką Kościoła - znalazła swój wyraz także w wielu żartobliwych utworach s. Nulli, którymi zabawiała otoczenie na rekreacjach i z okazji różnych wydarzeń domowych. Utwory te, pomijane w kolejnych wydaniach wierszy, stanowią odrębny rozdział jej twórczości, mniej czytelny dla szerszego kręgu odbiorców, ale wnoszący wiele biograficznych szczegółów, które mogą być cenne dla historyków zajmujących się badaniem biografii wspomnianych kapłanów, obecnie kandydatów na ołtarze: Sług Bożych ks. Władysława Korniłowicza i ks. Prymasa Stefana Kardynała Wyszyńskiego.
Postępująca choroba wyłączała jednak s. Nullę na coraz dłuższe okresy z wszelkiej zewnętrznej aktywności, tak zgodnej z jej charakterem i uzdolnieniami. Kolejne pobyty w sanatorium w Świdrze, szpitalu w Krasnymstawie, infirmerii w Laskach - uświadamiały jej coraz wyraźniej powołanie cło ostatecznego ogołocenia i cierpienia. Już w 1940 roku pisała do m. Czackiej o tym swoim wewnętrznym doświadczeniu z niezwykłą dojrzałością i dystansem: Piastowałam w duszy różne fantastyczne pomysły i pragnienia... i Bóg miłosierny powiedział mi „stop!" rozłożył mnie dosłownie na obie łopatki, jakby pokazując, że Nulla ma być Nulla i już, i nic więcej. (27 VIII 1940).
Pobyt w sanatorium w Świdrze oddzielił ją też na wiele miesięcy od Lasek, a także od walczącej w Powstaniu Warszawy, co znalazło swoje odbicie w kilku wierszach z tego okresu. Jeszcze na krótko przed zajęciem przez wojska radzieckie wschodniej części województwa warszawskiego, wspominała w liście do m. Czackiej o kolejnym „ogołoceniu" jej przez Boga - nawet z tego rodzaju apostolstwa, jakim dotąd tak wiernie służyła podczas swoich pobytów w sanatoriach i szpitalach. Choroba zaatakowała gardło, uniemożliwiając rozmowę. Pewnie bym zaczęła szaleć - pisała 27 VI 1944 r. - gdyby nie gardło. Pan Bóg wiedział, co mi zaaplikować. Nałożył wędzidło i trzyma mnie „krótko przy pysku", jakby się powiedziało o koniu, coraz lepiej rozumiem, jak ma wyglądać moje apostolstwo tutaj.
Wielką pociechą i oparciem dla niej było w tym czasie spotkanie z ks. Korniłowiczem, który również w Świdrze odbywał rekonwalescencję po operacji nowotworowej. Potem jeszcze wyjazd do Żułowa, gdzie 6 stycznia 1945 roku złożyła swoje śluby wieczyste, i - powrót do Lasek na okres ostatniego przygotowania. Zmarła 10 lipca 1945 roku w Laskach.
Ostatni okres choroby, naznaczony szczególnie przyspieszonym „dojrzewaniem", świadomym przesunięciem całego zaangażowania apostolskiego ku modlitwie i ofiarowaniu za innych swego cierpienia, zaowocował nowym narzędziem tego apostolstwa, i to właśnie takim, które przetrwało jej śmierć, a nawet, jak to powiedzieliśmy sobie na początku, zaczęło dopiero po niej ogarniać coraz szersze kręgi ludzi, którzy nie znali już s. Nulli osobiście.
Około 1943 roku zaczęła, obok wcześniejszych, wspomnianych wyżej utworów okolicznościowych, pisać wiersze o tematyce religijnej. Nie była to, w jej zamyśle, twórczość poetycka. Literacko wiersze te bywały nierówne, niedopracowane. Pisała je prawie do ostatnich dni życia. Na marginesach zapisanych kartek, takich, jakie były dostępne w wojennym Żułowie, na małych skrawkach papieru. Nie myślała o ich rozpowszechnianiu ani publikacji. To był zapis „na żywo" jej osobistego doświadczenia. Ich czytelnikiem miał być tylko ks. Korniłowicz i on też, dopiero po jej śmierci, zdecydował o ich publikacji.
Kolejne wydania, o których mowa była już wyżej, także to, które dajemy w tej chwili do ręki Czytelnikom, w odpowiedzi na powtarzające się ustne i pisemne prośby - ciągle są świadectwem, w jaki sobie tylko wiadomy sposób, pozwala Bóg oddziaływać poprzez narzędzia po ludzku najuboższe przez NIC.
s. Rut Wosiek FSK
Opracowany przez s. Rut Wosiek FSK biogram s. Nulli Westwalewicz zaczerpnięto z książki:
"Wiersze", Siostra Nulla Westwalewicz FSK, Wydawnictwo ss. FSK, Warszawa - Laski 2010, ISBN 978--83-925305-8-9
Książkę można kupić w Laskach w Domu Rekolekcyjnym i w Krajowym Duszpasterstwie Niewidomych przy ulicy Piwnej w Warszawie oraz w wybranych księgarniach, w tym internetowych.