Andrzej Adamczyk

Nagrobek

Kliknij obraz, by obejrzeć go w powiększeniu

Biogram

Andrzej Adamczyk - niewidomy, absolwent Lasek, doktor nauk fizycznych, długoletni dyrektor szkół w Laskach 

1. Dzieciństwo

Andrzej Adamczyk urodził się w Warszawie 14 marca 1936 roku. Był najstarszym dzieckiem swoich rodziców – Antoniego
i Józefy z Kramerów. Gdy przyszedł na świat, jego rodzina mieszkała w jednym z lokali domu czynszowego, przy przedwojennej ulicy Żoliborskiej na Muranowie. Ojciec, Antoni Adamczyk, z zawodu ślusarz precyzyjny, pracował w tym czasie w przedstawicielstwie Fiata. Matka, Józefa – zajmowała się prowadzeniem domu.

Na chrzcie, którego udzielono mu w kościele pod wezwaniem Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny na Nowym Mieście,
otrzymał imiona Andrzej Antoni. Andrzej miał dwóch młodszych braci: Jacka i Bogdana. 

Już od najmłodszych lat odznaczał się nieprzeciętnymi zdolnościami, a inteligencją przewyższał swoich rówieśników. W 1941 roku rodzice posłali go do przedszkola przy ul. Mlądzkiej, a od września 1942 roku Andrzej podjął naukę w Polskiej Szkole Powszechnej nr 167 przy ul. Grochowskiej w Warszawie (jeszcze przed wybuchem wojny rodzice jego przenieśli się na Pragę Południe na ulicę Stanisławowską, a później na Zaliwskiego). W czerwcu 1944 roku Andrzej ukończył drugą klasę szkoły podstawowej.

Momentem przełomowym w życiu Andrzeja Adamczyka była środa 13 grudnia 1944 roku. Na ulicy Zaliwskiego, nieopodal kościoła pod wezwaniem Najczystszego Serca Maryi przy Placu Szembeka, doszło do eksplozji niewypału. Lekarz udzielający pierwszej pomocy nie zauważył całego obszaru zranień, ale w warunkach wojny wysłał matkę z dzieckiem do radzieckiego szpitala wojskowego w Otwocku. Podróż do Otwocka trwała ponad dwa dni. Na skutek braku natychmiastowej konsultacji z okulistą Andrzej stracił wzrok. Utrata wzroku była dla rodziny Andrzeja tragedią. Najboleśniej jednak odczuwał to Andrzej. „Gdy wychodził na podwórko bawić się z chłopcami, trzymał się ściany, aby trafić do drzwi, a oni nader często wołali nań „ślepy Andrzej”. Po latach z goryczą wspominał te chwile: „Nikt mi nie chciał pomóc! Najwyżej ludzie mi współczuli, a to bolało na równi z wyśmiewaniem.”

Maria Adamczykowa, żona Andrzeja Adamczyka wspominała: „Najboleśniejszym dla małego, ambitnego chłopca były zgodne stwierdzenia wszystkich (przy normalnym wśród dzieci licytowaniu się, kto kim zostanie), że on będzie dziadem pod kościołem. Dorośli nie przeczyli temu.”

W 1947 roku, Andrzej Adamczyk trafił do Instytutu Głuchoniemych i Ociemniałych przy Placu Trzech Krzyży w Warszawie. Tutaj uczył się alfabetu brajla i ukończył klasę trzecią oraz czwartą. Na szczęście dla Andrzeja, Instytut zmienił się w placówkę dla głuchych i matka przeniosła go w 1949 roku do Zakładu w Laskach. Dopiero Laski zmieniły diametralnie jego życie. „W Laskach poznałem radość wiary w Boga zdobywając fundament samodzielnego życia. Jeśli trzeba było po to stracić wzrok, to nie żałuję tego” – napisał Andrzej Adamczyk jako dorosły już mężczyzna. Ale to już następny rozdział niniejszej monografii.

2. Szkoła w Laskach

Szkoła Podstawowa
31 sierpnia 1949 roku matka przywiozła Andrzeja do Zakładu dla Niewidomych i Ociemniałych w Laskach. To właśnie w Laskach zaakceptował swoje inwalidztwo i nauczył się z nim żyć. Tu nauczył się samodzielnego życia, ukończył klasę V, VI, i VII oraz zawarł przyjaźnie, które przetrwały całe lata. Trafił do bardzo zdolnej i ambitnej klasy. „Tworzyliśmy taką klasę, którą w Laskach nazywano Uniwersytetem. Byliśmy zdolni i ambitni, i naprawdę chcieliśmy się uczyć. Nasze osiągnięcia były widoczne nawet na zewnątrz, poza Laskami.” – wspominał Stanisław Kozyra, kolega i przyjaciel Adamczyka z klasy.
Andrzej przyszedł do klasy jako osoba nowa, wszedł w zintegrowaną już grupę chłopców. Były zatem obawy, kim jest ten nowy uczeń. Szybko zauważono, że to bardzo miły, dobry i mądry chłopak. Po kilku lekcjach okazało się, że najszybciej rozwiązuje zadania matematyczne na kubarytmach. To spowodowało, że stosunek do niego zmienił się – został zaakceptowany.
Do jego klasy chodzili m.in. Stefan Strzelecki (absolwent SGPiS), Stanisław Kozyra (absolwent Wydziału Prawa i Administracji UW), Marian Hartman (absolwent Wydziału Handlu Zagranicznego SGPiS, pracownik Polskiego Radia), Tadeusz Czerwiński (absolwent SGPiS).

Andrzej Adamczyk zaliczał się do grupy tzw. Minerów – chłopców, którzy utracili wzrok na skutek wybuchu niewypałów w okresie wojny lub czasie powojennym. Wojna dała niespotykaną liczbę dzieci – inwalidów, które straciły wzrok w tak tragicznych okolicznościach. Alicja Gościmska – wychowawczyni w Laskach, podjęła problem minerów w swej pracy naukowej z 1951 roku. Pisała ona o minerach w następujący sposób: „Chłopiec, który został kaleką wskutek zabawy materiałami wybuchowymi przedstawia specjalny typ dziecka wyjątkowo aktywnego i przedsiębiorczego, o żywej, samorzutnej inteligencji – dziecka, które i przed utratą wzroku wybijało się na czoło zespołu rówieśników. A pojawienie się kilkunastu takich chłopców w internacie wniosło w życie niewidomych ożywczy powiew świata widzących.” Podobnie jak większość minerów i Andrzej Adamczyk brał udział w wielu zabawach i grach sportowo-zręcznościowych. W wolnym czasie chłopcy grali w karty, szachy, urządzali zapasy tzw. barowanie, podciągali się na przewijaku (trapezie) i ćwiczyli przewroty. Znajomi z klasy wspominają Adamczyka jako chłopca wysportowanego i niesłychanie sprawnego fizycznie. „Zapamiętałem go jako chłopca zwinnego fizycznie, sprawnego ruchowo. Podczas zapasów, tzw. barowania, owszem kładłem go na ziemię, bo byłem silniejszy, ale na łopatki nie mogłem go nigdy położyć, bo zawsze mi się wywinął” – powiedział S. Kozyra.
Innym razem dochodziła do głosu młodzieńcza brawura i odwaga: Chcąc popisać się przed dziewczętami (które pojawiły się w klasie w 1951 roku wskutek połączenia szkół męskiej i żeńskiej), skakał ze swojej ławki na stolik nauczyciela, a kiedy indziej wyskakiwał na podwórko z okna pierwszego piętra budynku św. Stanisława (co prawda piętro nie było zbyt wysokie, ale sam pomysł – szalony). Stanisław Kozyra wspomniał jeszcze jedną sytuację z czasów szkolnych: „Innym znowu razem przystawialiśmy do Galerii na wielkiej sali w domu św. Stanisława drabinkę malarską. Jak się stawało na szczycie tej drabinki, i wyciągnęło ręce, to tylko czubkami palców można było dotknąć barierki od balkonu Galerii. Andrzej wchodził na drabinę, podskakiwał i wciągał się po barierce. Ja bałem się podskoczyć, więc dziewczyny musiały wciągać mnie na balkon. On, chociaż niewysokiego wzrostu – sam tam wchodził. To dowodzi sporej odwagi Andrzeja”.

Dzięki wrodzonym zdolnościom, nauka przychodziła mu z łatwością. Chętnie pomagał w lekcjach kolegom, którzy mieli jakieś trudności. Był uzdolniony zarówno intelektualnie, jak i manualnie. „To był bardzo zdolny dzieciak, dobry uczeń, ale
nie kujon. Nauka szybko wchodziła mu do głowy, dlatego miał dużo czasu na zabawę. Kiedyś podczas lekcji matematyki wraz ze Stefanem Strzeleckim grali pod ławką w szachy. Zauważył to ówczesny kierownik szkoły, pan Zygmunt Serafinowicz. Podszedł do nich znienacka i zapytał: Któremu dziś sprzyja szczęście?” – opowiadał S.Kozyra.

Siostra Hieronima Broniec, koleżanka Andrzeja Adamczyka z klasy, wspominała: „Zapamiętałam Andrzeja, jako jednego
z lepszych uczniów tej klasy. Minerzy to chłopcy ciekawi wszystkiego. Andrzej był przede wszystkim niesłychanie sprawny
fizycznie. Oprócz tego, że wysportowany, był również niesłychanie zdolny. Kierownik szkoły pan Serafinowicz, gdy czytał semestralne oceny, to przy Adamczyku i Strzeleckim mówił: nie będę czytał, bo nudno – same piątki. Był perfekcjonistą, jak się uczył czegoś, to do końca. Pamiętam, jak wspólnie z Hanką robił na spółkę sweter (na zajęciach z dziewiarstwa)…”

Andrzej wykazywał zdolności i zainteresowania w wielu kierunkach. Oczywiście szczególnym zamiłowaniem darzył nauki ścisłe, ale oprócz tego bardzo lubił też literaturę, muzykę oraz zajęcia sportowe i wszelkie formy majsterkowania. Młodsze dzieci często przychodziły do niego z prośbą, by naprawił im zepsute zabawki i inne urządzenia. Potem przekazał te umiejętności majsterkowicza, swojemu synowi Piotrkowi, z którym wspólnie majsterkowali w piwnicy. Był muzykalny. Śpiewał basem w szkolnym chórze – chór prowadził wtedy pan Friemann – profesor lwowskiego konserwatorium, który po wojnie trafił do Lasek. Przez rok uczył się również Adamczyk gry na fortepianie, lecz później zaniechał tego zajęcia.

„Zdecydowanie ortografii nie lubił. Natomiast lubił czytać, zresztą był powszechny obowiązek czytania – pół godziny codziennie każdy musiał czytać (i nikt nie zwolnił z tego obowiązku ucznia; prędzej zwolniono z nabożeństwa niż z czytania).” – powiedziała s. Hieronima. Być może to zamiłowanie do literatury zaszczepiła w małym Adamczyku długoletnia wychowawczyni z internatu chłopców pani Ogórkowa, córka generała wojsk carskich, kobieta szerokiego serca, głębokiej wiary i prawdziwego humanizmu. „To była Mama. Ona nam bardzo dużo czytała książek czarnodrukowych. Chodziliśmy do niej wręcz procesjami.” – wspominał S.Kozyra. 

Andrzej Adamczyk lubił sport – już jako uczeń Lasek jeździł na łyżwach i nartach. Jako kolega, był bardzo uczynny, zawsze pomógł, gdy zachodziła potrzeba – nie tylko w lekcjach. „To był typ tzw. Brat-Łata, równy kolega. Bardzo życzliwy” – zdaniem przyjaciela z klasy. Wśród niektórych kolegów, miał opinię zasadniczego i poważnego chłopca, który naukę traktował serio. W Laskach organizowane były w starszych klasach wieczorki taneczne, na które zapraszane były m.in. widzące dziewczyny z Liceów Warszawskich. Andrzej lubił tańczyć i cieszył się powodzeniem u dziewczyn. „Był bardzo wrażliwym człowiekiem, nawet powiedziałbym, że romantykiem. Miał powodzenie u dziewczyn, nie tylko tych z Lasek, ale też u widzących dziewczyn, które przyjeżdżały do zakładu w Laskach na różnorodne spotkania i imprezy” – mówi S. Kozyra. Na jednym z takich wieczorków – poznał swoją przyszłą żonę, Marię Darską. 

Zasadnicza Szkoła Zawodowa w Laskach
W czerwcu 1952 roku Andrzej Adamczyk ukończył szkołę podstawową, a we wrześniu tegoż roku rozpoczął naukę dziewiarstwa w Zasadniczej Szkole Zawodowej w Laskach. Tu, na skutek buntu (w 1953 roku) ambitnych uczniów kursu dziewiarstwa, powstały podwaliny nowej, a zarazem niezwykle nowatorskiej spółdzielni inwalidów – Nowej Pracy Niewidomych. „W 1952 roku klasa, do której należałem, rozpoczęła szkolenie zawodowe w dwu kierunkach – jedna grupa – w dziewiarstwie maszynowo-ręcznym, druga – w tkactwie. Ja trafiłem do dziewiarzy. Program przewidywał opanowanie stosunkowo prostych czynności potrzebnych do produkcji nieskomplikowanych wyrobów dziewiarskich. Zespół nasz po pierwszym półroczu zaczął wyrażać głośno niezadowolenie z powodu monotonnej pracy. Było to w przykry sposób odczuwane przez personel warsztatów i prowadziło do złej atmosfery. Pan Ruszczyc był tym bardzo zmartwiony. Kiedyś, podczas zajęć warsztatowych, odbył z nami w obecności nauczycieli bardzo zasadniczą rozmowę, w której zarówno nauczyciele, jak i uczniowie przedstawili swoje racje. Narzekania ustały, ale jednocześnie wprowadzono w większym zakresie zdobienie produkowanych swetrów według pomysłów uczniów… Doszło do tego, że każdy sweter był inaczej ozdabiany. Wytworzyło się swego rodzaju współzawodnictwo” – mówił Kazimierz Lemańczyk6, starszy kolega Adamczyka z kursu dziewiarstwa i tkactwa, tak wspominał owy bunt: „Adamczyk niejako wywołał temat w Laskach, w czasie szkolenia w dziewiarstwie, kiedy to uczniowie wykonywali nudne, proste czynności przy maszynie dziewiarskiej. Uczniowie zaczęli się buntować, bo to ich nie rozwijało i nie dawało żadnej satysfakcji ani zadowolenia. Ruszczyc pod wpływem tego buntu zaczął myśleć, aby stworzyć pracę dla niewidomych, która byłaby ciekawsza i dawała zadowolenie. Udał się wtedy do Cepelii i nawiązał kontakty z plastyczkami, aby dziewiarstwo wykonywane przez niewidomych było dziewiarstwem artystycznym (oczywiście trudniejszym w wykonywaniu). Na skutek tego działania zostały zorganizowane w Laskach kursy projektowania, kursy zdobienia w zakresie dziewiarstwa i tkactwa artystycznego. Te kursy miały miejsce w latach 1954-55.” (…)
Trzyletnią Zasadniczą Szkołę Zawodową, Andrzej Adamczyk skończył 30 czerwca 1955 roku uzyskując dyplom mistrzowski
dziewiarza. Uzyskanie dyplomu, poprzedziły egzaminy zdawane przez uczniów laskowskiej zawodówki – w Izbie Rzemieślniczej.

3. Szkoła Średnia – Liceum dla Pracujących nr 1 w Warszawie

W okresie od lutego 1956 do sierpnia 1957 roku, Andrzej Adamczyk pracował jako szczotkarz w Spółdzielni Ociemniałych Żołnierzy w Warszawie. Tam zawarł bliższą znajomość ze starszym kolegą (również absolwentem Lasek) Andrzejem Skórą. Praca przy nawlekaniu szczotek nie zaspokajała ambicji zawodowych żadnego z chłopców, natomiast miała charakter mechaniczny i dawała sporo wolnego czasu, który można było mądrze zagospodarować (np. rozwiązując zadania z matematyki lub fizyki). Toteż obaj koledzy postanowili podjąć naukę w szkole średniej.
Poziom szkoły w Laskach był na tyle wysoki, że można było zdawać egzamin z materiału klas licealnych VIII-X, a ostatnią – XI klasę liceum, ukończyć w trybie wieczorowym. Do egzaminów kwalifikujących do szkoły średniej uczyli się wspólnie po pracy po 5-6 godzin dziennie, notując brajlem wszystko, co istotne.
Okres ten Andrzej Skóra wspominał w następujący sposób: „Do języka polskiego i matematyki zaangażowaliśmy płatnych lektorów – fachowców w tych przedmiotach. Z pomocą finansową przyszedł nam wtedy prezes Zarządu Głównego PZN – M. Michalak. Pozostałe potrzeby w dziedzinie korepetycji opłacaliśmy z własnych funduszy. W przedmiotach łatwiejszych korzystaliśmy z pomocy społecznych lektorów. Byli to przeważnie bardziej dojrzali uczniowie szkół średnich, studenci mający dobre chęci i dysponujący wolnym czasem… Egzaminy zdaliśmy obaj z wynikami pozytywnymi i przyjęto nas do XI klasy Liceum dla Pracujących nr 1 przy ul. Międzyborskiej”. 
W Liceum tym, niewidomi uczniowie spotkali się z ogromną życzliwością ze strony dyrekcji, co pomogło im w przezwyciężeniu oporów niektórych pedagogów oraz różnych trudności natury technicznej. Trzeba, bowiem pamiętać, że było to ogólne liceum, a nie szkoła przystosowana dla niewidomych. Przychylność okazywało również kierownictwo Spółdzielni Ociemniałych Żołnierzy – zwalniając Adamczyka i Skórę z dwóch ostatnich godzin pracy.
(…) Maturę zdał w maju 1957 roku. Prace pisemne, niewidomi maturzyści, dyktowali z brajla wyznaczonemu nauczycielowi. Egzaminy ustne natomiast nie sprawiły im żadnego kłopotu. W ówczesnych czasach, świadectwo dojrzałości zdobyte przez niewidomego człowieka – to było ważne i wielkie osiągnięcie. Stanowiło nie tylko furtkę do szerszych perspektyw zawodowych i naukowych, ale było przykładem i bodźcem dla niewidomych kolegów i koleżanek do podejmowania dalszego kształcenia.
W sierpniu 1957 roku, Adamczyk wraz z kolegą z Liceum przenieśli się do Spółdzielni Nowa Praca Niewidomych, której byli założycielami. 

4. Nowa Praca Niewidomych

Jesienią, 1955 roku został zorganizowany dla niewidomych absolwentów dziewiarstwa i tkactwa, dwumiesięczny kurs wzornictwa artystycznego z zakresu konfekcji w Instytucie Wzornictwa Przemysłowego. Kurs był rozszerzeniem wcześniejszego szkolenia; obejmował jednak znacznie szerszy materiał i miał odpowiednio wysoką rangę. Na ten kurs słuchacze musieli codziennie dojeżdżać z Lasek do Warszawy. W szkoleniu brali udział uczniowie, którzy w niedalekiej przyszłości mieli stanowić trzon nowego zakładu pracy. Założycieli spółdzielni było 24. Nie sposób ich wszystkich wymienić, ale w ich szeregach znaleźli się: Andrzej Adamczyk, Kazimierz Lemańczyk – wieloletni prezes, Wacław Czyżycki, Stanisław Kozyra, Stefan Strzelecki – przewodniczący rady nadzorczej, Henryk Ruszczyc, Marian Hartman, Jan Krempa, Andrzej Skóra i inni.
Andrzej Adamczyk pracował w „Nowej Pracy Niewidomych” jako dziewiarz i tkacz od sierpnia 1957 do października 1961 roku. Brał tam czynny udział w pracach samorządowych i w komisji kulturalno-oświatowej. Przez kilka lat pełnił również funkcję przewodniczącego Rady Nadzorczej Spółdzielni.
7 kwietnia 1958 roku Andrzej Adamczyk w kaplicy laskowskiej zawarł związek małżeński z Marią Darską. Małżeństwu pobłogosławił ks. Tadeusz Fedorowicz. Ze związku tego przyszło na świat troje dzieci – syn Piotr oraz córki: Magdalena i Monika. 

5. Studia na Wydziale Matematyczno-Fizycznym UniwersytetuWarszawskiego

Zdana matura w Liceum Ogólnokształcącym rozbudziła tylko naukowe ambicje Andrzeja Adamczyka i pokazała, że niewidomy może z powodzeniem kończyć szkoły ogólnodostępne dla osób widzących.
W październiku 1961 roku rozpoczął studia dzienne na Wydziale Matematyczno-Fizycznym Uniwersytetu Warszawskiego. Andrzej Adamczyk miał umysł ścisły, a przy tym był człowiekiem o nieprzeciętnych zdolnościach i inteligencji. Na kierunek swoich studiów wybrał fizykę. Uczelnia z trudem zaakceptowała tenże kierunek studiów, gdyż żywiła obawy, iż uczelnia nie jest przystosowana do nauki osób niewidomych na tym właśnie kierunku. Wiadomym jest, iż z fizyką łączy się ogromna liczba doświadczeń, pomiarów, badań i z tym niewidomy uczeń może mieć trudności. Toteż niejako za plecami studenta Adamczyka, po doskonale zdanych egzaminach z pierwszego roku, uczelnia postanowiła przenieść go na kierunek matematyczny. Wychodzono z założenia, że niewidomy student, choćby najzdolniejszy, nie może studiować fizyki. Andrzej Adamczyk mógł kontynuować naukę fizyki teoretycznej tylko dzięki wstawiennictwu swoich dwóch profesorów.
Niewidomy student musi włożyć dużo więcej pracy w naukę niż jego widzący kolega i niejednokrotnie skazany jest na pomoc widzących kolegów, lektorów, wolontariuszy, członków rodziny. Tak też było i w przypadku Andrzeja Adamczyka. Miał on sporą pomoc w swoich kolegach i żonie, którzy pomagali w opracowywaniu notatek i zagadnień na wykłady. Część wykładów nagrywał za zgodą swoich profesorów i wykładowców na taśmę magnetofonową. Korzystał też z pomocy lektora podczas pisania pracy magisterskiej.

Studia ukończył w 1966 roku, zdając wszystkie przewidziane programem egzaminy. Pracę magisterską pod tytułem: „Struktura nieskończonej relatywistycznej algebry zgodnej ze wzorem masowym Gell-Manna-Okubo” obronił 26 lipca 1969r. Została ona oceniona na piątkę. Podczas zbierania materiałów do tejże pracy dyplomowej pomagała mu młodziutka studentka matematyki, późniejsza nauczycielka w szkole w Laskach – Małgorzata Pawełczak-Placha. Ten okres wspomina w rozmowie ze mną, w następujący sposób: „Zaczynałam swoją pracę na rzecz niewidomych w duszpasterstwie niewidomych na Piwnej. (…) Pan Adamczyk również należał do tego duszpasterstwa i ja jako wolontariuszka stałam się jego lektorką. Pomagałam mu podczas zbierania przez niego materiałów do pracy magisterskiej. Zostawiał u siebie w domu na biurku magnetofon i książki z zaznaczonymi stronami, a ja je czytałam, objaśniałam rysunki, wykresy i wszystko nagrywałam na magnetofon. Jako studentka wydziału matematyczno-fizycznego mogłam dokładnie z każdą kreską ułamkową, znakami całki czy pierwiastka odczytać zapisy z książek.”. Na moje pytanie o pierwsze wrażenie, jakie wywarł na niej Andrzej Adamczyk, pani Małgorzata Pawełczak-Placha odpowiedziała: „Przede wszystkim pan Adamczyk w ogóle nie robił wrażenia osoby niewidomej. Być może wynikało to z tego, że stracił wzrok jako 8-letni chłopiec i był osobą ociemniałą. Jeśli ktoś pierwszy raz się z nim spotykał, to dopiero po pewnym czasie orientował się, że Adamczyk jest osobą niewidomą. Miał niezwykle ujmujący uśmiech, bardzo sympatyczny oraz przyjemny głos. Odznaczał się ładnym sposobem mówienia, precyzyjnością wypowiedzi, ścisłym umysłem. Zawsze wiedział, co ma do powiedzenia.”

Andrzej Adamczyk był bardzo dobrym studentem, od drugiego roku studiów otrzymywał stypendium naukowe (jako jeden
z trzech wyróżniających się, spośród 140 studentów), które było podstawą finansów całej rodziny. Dodatkowo udzielał korepetycji z matematyki, co pozwoliło podreperować domowy budżet. Jeszcze podczas studiów, w 1964 roku, na zlecenie Polskiego Związku Niewidomych i Wydawnictw Szkolnych, podjął niezwykle cenną pracę nad adaptacją podręczników dla potrzeb niewidomych (pracę tę kontynuował do roku 1976). Adaptacje podręczników polegały nie tylko na zastąpieniu rysunku opisem, ale i na upraszczającym lub rozwijającym prezentowaniu tematów. Łącznie adaptował 19 podręczników.
W latach 1967-68, Adamczyk współpracował z różnymi elektronicznymi ośrodkami obliczeniowymi w Warszawie, natomiast w roku szkolnym 1968-69 pracował jako nauczyciel fizyki w Zakładzie dla Niewidomych w Laskach.

6. Praca w Instytucie Badań Jądrowych

W październiku 1969 roku, Andrzej Adamczyk podjął pracę w VII Zakładzie – Teorii Jądra Atomowego w Instytucie Badań Jądrowych. Był stażystą. W Instytucie Badań Jądrowych, Adamczyk spełniał się jako wytrawny fizyk i awansował na stanowisko asystenta, a następnie starszego asystenta.
O jego pracy, ówczesny kierownik Zakładu Teorii Jądra Atomowego, a równocześnie promotor pracy doktorskiej, docent
dr hab. Ryszard Rączka, powiedział: „…Andrzej Adamczyk zajmuje się problemami rozwiązywania równań operatorowych
w mechanice kwantowej i kwantowej teorii pola. Dzięki swoim uzdolnieniom, wytrwałości oraz pracowitości, stał się cenionym specjalistą w tej dziedzinie…W dziedzinie nauk ścisłych, jak np. fizyka teoretyczna, całkowity brak wzroku nie przeszkadza w twórczej pracy naukowej i w osiąganiu pełnowartościowych rezultatów.” Fizyka jest jego pasją, tak więc, pracując w Instytucie Badań Jądrowych, Adamczyk otworzył przewód doktorski w dziedzinie fizyki teoretycznej. Tematem rozprawy obrał: Nowe kowariantne równania falowe dla grupy Poincare dla grup wyższych symetrii w teorii cząstek elementarnych. Praca ta, została wysoko oceniona przez recenzentów, a jej obrona (dysertacja) otrzymała wyróżnienie. W dniu 28 czerwca 1979 roku, Andrzej Adamczyk obronił pracę doktorską i otrzymał stopień naukowy doktora nauk fizycznych.
W roku 1975, będąc jeszcze pracownikiem IBJ, Andrzej Adamczyk podjął pracę jako nauczyciel fizyki w Laskach. 

7. Polski Związek Niewidomych

Będąc jeszcze uczniem szkoły w Laskach, 27 stycznia 1953 roku, Andrzej Adamczyk wstąpił do Polskiego Związku Niewidomych. Od 1956 roku pracował społecznie w kole PZN dla okręgu Warszawa-Śródmieście, a w połowie lat 60-tych został powołany przez Zarząd Główny Polskiego Związku Niewidomych do Rady Naukowej. Będąc członkiem tej Rady odpowiadał za pomoce szkolne i tyflotechniczne. W lutym 1986 roku, Adamczyk został przewodniczącym Rady Naukowej. W 1975 roku wybrano Andrzeja Adamczyka na stałego przedstawiciela Polski w Komisji Pomocy Technicznych dla Niewidomych, przy Europejskim Komitecie Regionalnym Światowej Rady Pomocy Niewidomym. 
W październiku 1981 roku, podczas VIII Krajowego Zjazdu Delegatów PZN Andrzej Adamczyk został wybrany wiceprzewodniczącym Zarządu Głównego PZN. Tę funkcję pełnił prawie przez dwie kadencje, aż do listopada 1988 roku. Była to praca społeczna na rzecz środowiska niewidomych.

Prawdziwą pasją Andrzeja Adamczyka były komputery, zwane dawniej elektronicznymi maszynami cyfrowymi. Tematyką
tą interesował się już od 1963 roku. W informatyce właśnie upatrywał nowe możliwości zawodowe dla osób z inwalidztwem wzroku. Można śmiało powiedzieć, że dyrektor Adamczyk był prekursorem szkolenia niewidomych informatyków w Polsce. We wrześniu 1973 roku opracował Memoriał w sprawie możliwości i potrzeby udostępnienia niewidomym zawodu programisty elektronicznych maszyn cyfrowych. Opublikował także cykl artykułów na temat metod i technik szkolenia niewidomych programistów w różnych krajach.
Zainteresowania komputerami były tak silne, że dyrektor Adamczyk nawiązał współpracę z prof. Leonem Łukasiewiczem
z Centrum Obliczeniowego PAN. Profesor Leon Łukasiewicz kierował pierwszym w Polsce, cztero-osobowym Zespołem Niewidomych Programistów przy Polskiej Akademii Nauk. W 1981 roku powstał w Laskach specjalny zespół konstrukcyjno-badawczy, złożony z wybitnych inżynierów. W 1983 r. nawiązali oni współpracę z Instytutem Biocybernetyki i pracowali nad zastosowaniem mowy syntetycznej do urządzeń dla niewidomych. Już w 1985 roku, opracowana w tym zespole (kierowanym przez Andrzeja Adamczyka) mowa syntetyczna, znalazła zastosowanie w konkretnych urządzeniach tyflotechnicznych.

Andrzej Adamczyk kładł szczególny nacisk na niezależność osoby niewidomej od osób widzących oraz integrację inwalidy wzrokowego z resztą społeczeństwa. Każdy, choćby najmniejszy sukces niewidomego, cieszył go, jak jego własne osiągnięcie. W jednym ze swoich artykułów prasowych pisał: „Każde osiągnięcie któregokolwiek spośród niewidomych jest naszym wspólnym osiągnięciem. W tym samym stopniu dotyczy to niepowodzeń. Integracja inwalidów wzrokowych w społeczeństwie ludzi widzących jest procesem zacierania różnic między ludźmi, różnic między pełnosprawnymi i tymi, którzy swoje ograniczenia fizyczne rekompensują wzmożonym wysiłkiem lub za pomocą odpowiednich usprawnień technicznych. Indywidualne sukcesy i niepowodzenia tworzą aktualny obraz sytuacji niewidomych w naszym społeczeństwie”
Andrzej Adamczyk był człowiekiem o szerokich horyzontach. Nie dawał się zamykać w jakieś schematy i to, że ma na wszystko swoje zdanie – wielu denerwowało. Dał się poznać jako bezkompromisowy poszukiwacz prawdy. Nie był dyplomatą, nie wchodził w żadne układy i mówił prawdę prosto w oczy. Przez to niejednemu się naraził. Był wymagający i miał zdecydowaną postawę w stosunku do wszelkich nieuczciwości. To było w jakimś sensie niewygodne dla ludzi, także tych, którzy z nim współpracowali. Za taką postawę płaci się wysoką cenę. 

8. Laski

Rok 1976 stanowił ogromny przełom w życiu Andrzeja Adamczyka. Pracując jeszcze w Instytucie Badań Jądrowych, po rocznym nauczaniu fizyki w Ośrodku dla Niewidomych w Laskach, otrzymał propozycję objęcia stanowiska Dyrektora Szkół Zawodowych. Decyzja nie była łatwa ani prosta. Z jednej strony otwarty przewód doktorski i kariera naukowa w Instytucie Badań Jądrowych, z drugiej - praca w służbie niewidomemu dziecku. Jedna z osób pracujących w Laskach, powiedziała mi, że z tym problemem poszedł na grób założycielki Lasek – Matki Elżbiety Róży Czackiej, a gdy wrócił, to zdecydowanie powiedział: „Już podjąłem decyzję.” W 1977 roku zakończył pracę w IBJ i oficjalnie został Dyrektorem Szkół Zawodowych w Laskach.
Z dniem, 1 sierpnia 1981 roku Andrzej Adamczyk objął stanowisko dyrektora Ośrodka Szkolno-Wychowawczego im. Róży
Czackiej w Laskach. Na tym stanowisku pozostał aż do śmierci, do roku 1989. Dyrektor Andrzej Adamczyk odniósł ogromne zasługi dla rozwoju Ośrodka w Laskach. „Całą swoją energię skupił na udoskonalaniu pracy wychowawczej, na poszukiwaniu nowych form szkolenia i zatrudnienia dla osób niewidomych”. – napisał Władysław Gołąb w jednym ze swoich artykułów. Podczas rozmowy ze mną dodał: „Był człowiekiem, który od samego początku miał wizję szkoły, miał wizję tego, czym chce kierować. Adamczyk jako dyrektor wiedział, czego chce i do czego wytrwale dąży.”

Andrzej Adamczyk jako Dyrektor Ośrodka w Laskach.
„Dyrektor Andrzej Adamczyk żywo uczestniczył w tym, co działo się w Laskach. Wydawał polecenia nie zza biurka, ale chodził po placówkach, hospitował zajęcia, bywał w placówkach. Zdarzało się nawet, że musiał nocować w Laskach, bo do późna odwiedzał placówki, internaty. To nie była praca „od – do”, tylko nieustanna praca na rzecz Lasek. On nie czekał za biurkiem, aż ktoś przyjdzie, przyniesie dokument, zgłosi problem – sam wychodził naprzeciw tym placówkom.”– wspominał dyrektora Adamczyka Józef Placha. (…) Pracownicy Lasek pamiętają kadencję pana Adamczyka jako „mocny akcent na wszystkie nowe środki (głównie opierające się na rozwoju urządzeń elektronicznych), które mogą mieć zastosowanie w kształceniu osób niewidomych. Głównym problemem osób niewidomych – powiedział obecny dyrektor Ośrodka w Laskach, Piotr Grocholski – jest przede wszystkim dostęp do informacji. Andrzej Adamczyk, świadomy tego, starał się ułatwić młodzieży dostęp do wszelkiego typu informacji, z wykorzystaniem nowoczesnej techniki.”
Siostra Elżbieta Więckowska, wieloletnia pracownica Ośrodka w Laskach, podsumowała okres Andrzeja Adamczyka na stanowisku dyrektora ośrodka następująco: „Panował nad sytuacją. Bez apodyktycznego zarządzania. Pracował dużo, pracował jakby wiedział, że czas jest krótki. Pracował bardzo intensywnie. Poza zajęciami w Ośrodku, prowadził prace w Związkowe w PZN i wykładał na WSPS z zakresu tyflotechniki. Jako fizyk rozumiał duszę urządzeń, o których mówił i w tym temacie tyflotechnicznym ciągnął Laski do przodu. Do PZN przyjeżdżały różne delegacje zagraniczne, Adamczyk bardzo pilnował, aby te delegacje zawadziły o Laski. To był człowiek, który nie bał się nowych rzeczy.”

Andrzej Adamczyk cieszył się szacunkiem zarówno u uczniów, nauczycieli jak i reszty współpracowników. Był człowiekiem całkowicie oddanym sprawie osób niewidomych i Ośrodkowi w Laskach. Nie szczędził trudu i wysiłku wkładanego w rozwój Ośrodka oraz modernizację edukacji niewidomych dzieci. Wymagał przede wszystkim od siebie, ale również od nauczycieli. Adamczyk uważał, że nauczyciele i wychowawcy nie mogą wymagać od uczniów, jeśli najpierw sami nie wymagają od siebie.
„Pan Adamczyk był moim dyrektorem przez cztery lata. Był szefem bardzo wymagającym. Sam nieprzeciętnie uzdolniony…
Bardzo rzetelnie podchodził do swoich obowiązków i wymagał, aby pracownicy pedagogiczni: nauczyciele, wychowawcy byli profesjonalnie przygotowani do pracy z dzieckiem niewidomym. Podczas hospitacji zajęć prowadzonych przez wychowawczynie, zwracał też uwagę na ich zaangażowanie, odpowiedzialne, serdeczne podejście do spraw dziecka. Chętnie przychodził na nasze zebrania wychowawcze w internacie, nigdy nie odmawiał, kiedy był zapraszany na przedstawienia, czy montaże słowno-muzyczne w wykonaniu naszych dziewcząt, organizowane z okazji różnych świąt i internatowych spotkań”. – wspominała ówczesna kierowniczka internatu dziewcząt, s. Anna Maria Sikorska.
Kładł szczególny nacisk na odpowiednie przygotowanie kadry do pracy z niewidomym dzieckiem. Systematycznie doskonalił nauczycieli oraz swój warsztat pracy. W latach 1983-1985 był słuchaczem Podyplomowego Studium Pedagogiki Specjalnej w Wyższej Szkole Pedagogiki Specjalnej w Warszawie, o specjalności Rewalidacja Niewidomych i Niedowidzących. Ukończył to studium 02 lutego 1985 roku, z wynikiem bardzo dobrym. Wprowadził w Laskach powszechny obowiązek znajomości pisma brajla przez nauczycieli. Jako szef, był stanowczy, wymagający, ale sprawiedliwy i ludzki. Rozumiał pracownika i potrafił wczuć się w jego sytuację. Te cechy osobowości Andrzeja Adamczyka były bardzo cenione wśród współpracowników. „Czułem wymagającą rękę mojego przełożonego, a jednocześnie miałem do niego ogromne zaufanie, że w każdej chwili i w każdej sprawie mogę do niego pójść. Kiedyś poszedłem do dyrektora Adamczyka z moją osobistą prostą sprawą (zupełnie niezwiązaną z funkcjonowaniem Ośrodka). Reakcja dyrektora Adamczyka była natychmiastowa. Zrozumiał moją sytuację, wczuł się w nią i skutecznie zareagował, pozytywnie rozwiązując problem. To zdarzenie wzmocniło jeszcze moje zaufanie do pana Adamczyka i poczucie, że można
do niego zwrócić się z każdą sprawą, nie tylko służbową” – mówił pan Józef Placha.
Siostra Elżbieta Więckowska stwierdziła: „Był takim szefem, że można było do niego przyjść i powiedzieć: „panie dyrektorze sknociłam, niech mnie pan ratuje”. Zwierzchnik lojalny w stosunku do podwładnych. Pomyłki wybaczał, ale najpierw delikatnie wytknął błąd. W sytuacjach konfliktowych reagował szybko, stanowczo i trafnie. Dawał mi poczucie bezpieczeństwa jako dyrektor i zwierzchnik”.

Trzeba także podkreślić, że Andrzej Adamczyk był człowiekiem dialogu. Był otwarty na argumenty innych. Często wywoływał dyskusje na dany temat i pozwalał się ludziom wypowiedzieć. Zawsze wysłuchał zdania innych, niezależnie od
podjętych przez siebie decyzji. Jeden z pracowników Lasek powiedział: „Nie lubię dyskusji z dyrektorem Adamczykiem, bo
on jak walec, miażdży człowieka logiką argumentów”. Mecenas Władysław Gołąb nie zgadza się z tym stwierdzeniem, gdyż wielokrotnie mógł się przekonać, że dyrektor Adamczyk potrafił zmienić swoje zdanie, jeśli dostarczono mu logicznych, służących dobru i prawdzie argumentów. Wtedy przyznawał rację przeciwnikowi w dyskusji i mówił: „Przemyślałem jeszcze raz tę sprawę i przyznaję, myliłem się”. W jednym z artykułów prasowych Władysław Gołąb napisał: „Gorąco potrafił bronić tego, co uznawał za słuszne. W dyskusji był trudnym przeciwnikiem, bo wszechstronną wiedzę łączył ze ścisłym, logicznym rozumowaniem. Mimo to potrafił przyjąć stanowisko przeciwnika, o ile o słuszności swych racji umiał go przekonać. On tylko dążył do prawdy i jej bronił z taką ogromną żarliwością”.

Będąc dyrektorem Szkół Zawodowych, a później całego Ośrodka, nigdy nie patrzył z góry swojego stanowiska, nie wywyższał się i nie traktował sprawowanej funkcji jako piedestału. Cały czas miał kontakt z uczniami, nie ograniczał się tylko do wydawania poleceń i ścian gabinetu. Wychodził naprzeciw potrzebom uczniów i nauczycieli.

Relacje Adamczyka z dziećmi i młodzieżą. 
„Uchodził za człowieka mocnego, czasem nawet apodyktycznego, ale jego słabością były dzieci. Dla nich miał zawsze
miękkie serce. Nieraz całe godziny poświęcał na rozwiązywanie trudnych spraw wychowawczych. Jego wielkim zmartwieniem był los dzieci niewidomych, głębiej upośledzonych, dla których nie ma miejsca w żadnej ze szkół polskich.” – napisał Władysław Gołąb.
Dyrektor Adamczyk miał fantastyczny kontakt z dziećmi i młodzieżą. Kochał młodzież i był niezwykle oddany sprawom młodzieży. Jego decyzje zawsze były z myślą o dobru dziecka. Żywo interesował się uczniami, ich pracą, zainteresowaniami i problemami. „Rozmawiał z uczniami, chodził do internatu, chodził po placówkach. On znał wszystkich uczniów po imieniu z całego Ośrodka. On ich wszystkich rozpoznawał po głosie. Uczniowie także rozpoznawali go po głosie, bo był ciepły i charakterystyczny” – powiedziała nauczycielka matematyki w Laskach, pani Małgorzata Pawełczak-Placha.
Matka Generalna Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża, siostra Anna Maria Sikorska, była wówczas kierowniczką internatu dla dziewcząt w Ośrodku w Laskach. Dyrektora Adamczyka wspomina następująco: „Był człowiekiem poważnym, konkretnym a jednocześnie wrażliwym i otwartym. Ważny był dla Pana Andrzeja drugi człowiek. Szczególnie interesował się losem naszych absolwentów, często wspierał ich finansowo, pomagał znaleźć pracę, organizował pomoc dla podejmujących studia czy wyjeżdżających za granicę. Lubił dzieci, pochylał się nad ich „dużymi” problemami, rozmawiał, chwalił, cieszył się ich radością, żartował z nimi, miał dla nich czas. Był dobrym pedagogiem, uważnym, słuchającym. Zawsze jego decyzje były na korzyść dziecka.”
Andrzej Adamczyk był dla swoich uczniów prawdziwym autorytetem. Uczniowie wiedzieli, że ich dyrektor był jednym z nich, siedział w tych samych ławkach, pokonywał te same trudności, uczył się w tej samej szkole. „Pan dyrektor Adamczyk posiadał przede wszystkim ogromną wiedzę w zakresie tego, czego potrzebuje niewidomy uczeń, i mając tę wiedzę i wyobraźnię - był dobrym pedagogiem. To, że był niewidomy i wcześniej sam był uczniem Lasek sprawiało, że był on najbardziej wiarygodnym pedagogiem dla niewidomych dzieci. Gdy został dyrektorem Ośrodka nie mógł niestety prowadzić już zajęć planowych w szkole, ale bardzo chciał mieć kontakt z młodzieżą i dlatego miał zajęcia internatowe. Relacje Dyrektora Adamczyka z uczniami były bardzo dobre. Ja pamiętam takie chwile, gdy młodzież składała kwiaty dyrektorowi, bezpośrednio do niego zwracała się z różnymi podziękowaniami – widziałem na jego twarzy autentyczne wzruszenie. Dyrektor Adamczyk nie był absolutnie urzędnikiem. Był świadomy tego, że pracuje dla dzieci, dla drugiego człowieka – powiedział Piotr Grocholski.

Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi w Laskach
Jeszcze zanim związał się zawodowo z Laskami, Andrzej Adamczyk został członkiem Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi w Laskach. Było to w 1969 roku. Od tego momentu pełnił w Towarzystwie różnorakie funkcje. W 1974 roku wybrano go do Zarządu Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi, natomiast w 1981 – został wiceprezesem Zarządu. Od roku 1977 sprawował nadzór, opiekę nad Działem Tyflologii, komórką naukową przy Zakładzie w Laskach. Jest tam zgromadzona światowa literatura tyflologiczna. Z biblioteki Działu Tyflologii korzystają pracownicy naukowi, z różnych ośrodków zajmujących się zagadnieniem i problematyką niewidomych.
W 1985 roku był głównym organizatorem, z ramienia Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi oraz Polskiego Związku Niewidomych, pierwszej ogólnopolskiej pielgrzymki niewidomych do Rzymu.
Andrzej Adamczyk pozostał na stanowisku wiceprezesa Zarządu Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi aż do chwili śmierci (do listopada 1989 roku).

9. Andrzej Adamczyk jako wykładowca akademicki

Jedną z wielu pasji dyrektora Andrzeja Adamczyka była tyflopedagogika i tyflotechnika. Uważany był za specjalistę w tych dziedzinach i wiele ośrodków naukowych, zajmujących się zagadnieniem osób niewidomych nawiązywało z nim współpracę oraz pytało o opinie. Związany był m.in. z Uniwersytetem Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, Wyższą Szkołą Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie (dzisiejsza APS), Instytutem Kształcenia Zawodowego oraz Ośrodkiem Doskonalenia Nauczycieli. 

10. Choroba

Zaraz po Świętach Bożego Narodzenia 1988 roku, ujawniła się nagle choroba nowotworowa, której objawem są zaburzenia w mowie. Po licznych konsultacjach lekarskich i szczegółowych badaniach spadła na Andrzeja Adamczyka druzgocząca diagnoza – nowotwór mózgu. Guz nie kwalifikował się do leczenia operacyjnego.
Okres choroby trwający jedenaście miesięcy, Andrzej Adamczyk spędził częściowo w domu w Warszawie, przez krótki czas w szpitalu przy ul. Banacha, a w większości w Laskach (w pokoju w Domu Przyjaciół oraz w szpitaliku). Spróbujmy wyobrazić sobie 52-letniego mężczyznę, w pełni sił zawodowych, niezwykle aktywnego i zaangażowanego w swoją pracę na rzecz niewidomych, który nagle dowiaduje się o swojej chorobie – nieuleczalnej chorobie. Andrzej Adamczyk to człowiek o ścisłym umyśle, konkretny, logiczny – był, zatem w pełni świadomy tego, jak kończą się tego rodzaju choroby.  Nie spekulował na swój temat, bo już w pierwszych tygodniach choroby otrzymał jasną lekarską diagnozę swego przypadku. Do Władysława Gołąba, Adamczyk powiedział: „Wiem, czym jest ta choroba, wiem, czym się kończy, ale pozostaje mi tylko powiedzieć – sługo nieużyteczny, zrobiłeś swoje i odejdź!”
Wśród znajomych Adamczyka, krąży wiele opowieści związanych z okresem choroby. W większości dominuje zgodna opinia o tym, że słowa wypowiadane przez Andrzeja Adamczyka w czasie nieuleczalnej choroby były niezwykle głębokie i refleksyjne. Mecenas Władysław Gołąb przyrównał je kiedyś do „rozważań rekolekcyjnych”. Jakże inaczej nazwać wypowiedź: „Być może, to nie okaże się tak groźne, ale być może czeka mnie bardzo trudna droga. Przyjmę wszystko, także mękę, wierząc, że ma ona głęboki sens i że Chrystus mnie miłuje. Wierzę, że Pan Bóg daje każdemu na jego miarę, moje życie było bardzo trudne i być może czeka mnie na końcu Kalwaria. Ale co znaczy jeden dzień życia, pół roku, piętnaście lat wobec faktu, że tam czeka na nas niewyczerpane źródło miłości. Trzeba tylko przejść tę bramę.”
Cierpienia związane z chorobą poświęcał w intencji Lasek. W jednej z rozmów powiedział: „Nie wiem, co ze mną będzie. Może dojrzałem już do śmierci. Jeśli Bóg mnie z tego wyprowadzi, to będzie to wielka radość, ale może ma z tego wyrosnąć jakieś dobro dla Lasek, więc niech tak będzie. Swoje cierpienia ofiaruję za Laski i za niewidomych. Jak już nic nie będę mógł, jak będę niemy i sparaliżowany, to będę was wszystkich bardzo kochał.”

Śmierć przyszła spokojnie, we śnie, w niedzielny poranek 26 listopada 1989 roku.
Dr Andrzej Adamczyk został pochowany na cmentarzu zakładowym w Laskach 30 listopada 1989 roku. Pogrzeb zgromadził wielu znajomych, przyjaciół, współpracowników zmarłego oraz laskowskich uczniów i wychowanków.  

Sylwetka Andrzeja Adamczyka w oczach innych

„Moje pierwsze spotkanie z dyrektorem Adamczykiem? To było podczas rocznego stażu, który miałem w Laskach w roku szkolnym 1969/1970 i uczestniczyłem w spotkaniu Andrzeja Adamczyka z młodzieżą na temat jego życiowych problemów jako osoby niewidomej, jego integracji ze środowiskiem widzących. Adamczyk przyjechał wtedy na to spotkanie jako gość.
Był z żoną, która pełniła rolę przewodnika. Uderzyła mnie jego zwartość myśli, którą reprezentował przy przekazie wydawałoby się prostych rzeczy. Już wtedy wiedziałem, że jest to ktoś, kto ma bardzo ścisły i logiczny sposób rozumowania, mimo że nie chodziło o matematykę, tylko o rzeczy proste, codzienne. Oprócz tego cechowała go niesamowita umiejętność słuchania tego, co mówi młodzież” – mówił Józef Placha.

Miał wiele pasji. Oprócz nauk ścisłych, tyflotechniki i tyflopedagogiki, uwielbiał literaturę i muzykę poważną. W towarzystwie uchodził za człowieka oczytanego, co było najbardziej widoczne podczas różnorakich dyskusji.

„Pierwsze, co rzucało się w oczy to fakt, że jest to człowiek bardzo inteligentny, cechowało go szybkie objęcie całości sytuacji, a nie wybiórcze aspekty. Sądy były nie tylko rzeczowo trafne, ale i moralnie trafne. Był to człowiek bardzo prawy. Człowiek, który umiał zmienić zdanie, jeżeli dostał rzeczowe argumenty. Doskonale odróżniał rzeczowe argumenty od emocjonalnych pseudoargumentów (i z tymi sobie radził bardzo prędko). Posiadał mądrość. To właśnie jest cały Adamczyk: szybkie rozeznanie sprawy, szybka trafna reakcja” – wspominała s. Elżbieta Więckowska.
Andrzej Adamczyk nie sprawiał wrażenia osoby niewidomej. W trakcie rozmowy jego niepełnosprawność schodziła na tak
daleki plan, że rozmówca wręcz zapominał o tym, iż ma przed sobą człowieka, który nie widzi. Ułomność doskonale zastępowały takie cechy jak: inteligencja, elokwencja, zasadniczość. Wielokrotnie, podczas moich rozmów ze znajomymi dyrektora Adamczyka, spotykałam się z opinią, że był to człowiek zasad i prawdy. 

„Na pewno był człowiekiem zdecydowanym, wiedział, czego chce, zdolnym, inteligentnym, nawet zasadniczym. I czasami ta jego zasadniczość bywała trudna we współżyciu z innymi. W swoim postępowaniu był bardzo konkretny i bardzo uczciwy, był wymagający w stosunku do innych, ale przede wszystkim w stosunku do siebie samego. Wytrwale dążył do realizacji swoich zamierzeń, Adamczyk jak podjął się czegoś, to, jeśli nawet drzwiami go wyrzucili – wchodził oknem, aby osiągnąć wyznaczone cele (o ile oczywiście służyły słusznej sprawie). Jego działania odznaczały się również niezwykłą konsekwencją, jak się za coś zabrał, to sprawę doprowadził do końca. Część ludzi z nim współpracujących uwielbiała go, natomiast drugiej części przeszkadzało, że był tak twardy i wymagający” – mówił Kazimierz Lemańczyk.

„Dla mnie to był człowiek niezwykle inteligentny i umiał przeprowadzać do końca to, co sobie zamierzył. Nie był dyplomatą
i to zrażało do niego. Był zasadniczy i z zasadami. Miał zasady i tych zasad się trzymał. Przy tym wszystkim był człowiekiem
bardzo wrażliwym, nawet powiedziałbym romantykiem” – określił Andrzeja Adamczyka jego szkolny przyjaciel – Stanisław Kozyra.

Prawość charakteru dyrektora Adamczyka brała swoje źródło z głębokiej wiary, którą się odznaczał. Była to wiara wypływająca z potrzeby serca. Pozbawiona dewocji i ostentacyjności. 

„Był człowiekiem głęboko religijnym, ale nie ostentacyjnie religijnym. Był człowiekiem mającym głęboki, wewnętrzny kontakt z Bogiem. Przejawiało się to nie w mówieniu, ale w sposobie podejmowania decyzji, w sposobie widzenia spraw ludzkich” – powiedziała s. Elżbieta.

Matka Generalna, Siostra Anna Maria Sikorska powiedziała o dyrektorze: „Był Człowiekiem przez duże „C”, świadkiem Chrystusa, który przezwyciężył bariery i trudności, jakie niesie brak wzroku, w pełni rozwinął swoje możliwości intelektualne i duchowe i stał się znakiem, że duch może być mocniejszy od słabości fizycznej. Prawdziwy chrześcijanin, który kochał Boga i był skierowany na czynienie dobra każdemu człowiekowi.”

Nauczycielka języka polskiego ze szkoły w Laskach, Anna Pawełczak-Gedyk, powiedziała: „Dyrektor Adamczyk to był człowiek, który potrafił oddzielić ziarno od plew. Doskonale oddzielał sprawy istotne od błahych. Reagował rzeczowo, spokojnie i skutecznie. Zmarł jako człowiek 53-letni, a jego życiorys i dokonania są tak bogate, że mógłby nimi obdzielić kilka innych osób”.

Wioletta Tyrkiel-Kapciak, "Potrafił oddzielić ziarno od plew" - opublikowano w czaspiśmie "Laski"


Kliknij, by powrócić do poprzedniej strony

Copyright 2011 by www.cmentarz-w-laskach.pl Wszystkie prawa zastrzeżone!

info@cmentarz-w-laskach.pl